Sonata budzi pozamuzyczne skojarzenia z brzegiem jeziora skąpanym w świetle księżyca
Części utworu:
Adagio sostenuto
Allegretto
Presto agitato
Sonata cis-moll op. 27 nr 2 skomponowana została latem 1801 roku, a wydana w roku następnym z dedykacją dla siedemnastoletniej uczennicy, hrabiny Giulietty Guicciardi. Od lat trzydziestych XIX wieku sonata, która należy do najpopularniejszych dzieł Beethovena, znana jest pod nieoryginalną, ale chwytliwą nazwą „Księżycowa”. Kompozytor określił jednak obydwie sonaty, składające się na opus 27, w zupełnie inny sposób: quasi una fantasia. To frapujące określenie naprowadza na twórczy zamysł, który podkreśla wagę artystycznej imaginacji. Wyobraźnia artysty – wywyższona ponad „klasyczne” prawidła rzemiosła – decyduje w obydwu fortepianowych sonatach o kształtach formalnych, które są nieortodoksyjne, dalekie od tradycyjnych wzorów.
Zamiast allegra sonatowego z przeciwstawnymi w charakterze tematami, Sonatę cis-moll rozpoczyna powolne Adagio sostenuto, zaopatrzone w wyczerpujące wskazówki wykonawcze, dotyczące gatunku dźwięku. Część druga, w tonacji Des-dur (Allegretto), jest tradycyjnym scherzem z kontrastującym triem. Finał dzieła stanowi natomiast bardzo burzliwe i dramatyczne Presto agitato – tutaj dopiero Beethoven zdecydował się wykorzystać pryncypia typowej formy sonatowej. Jeśli początek Sonaty miał brzmieć w nieustającym pianissimo, to w finale Beethoven świadomie wykreował dynamiczne przeciwieństwo, precyzyjnie zaznaczając wyraziste akcenty i podkreślając głośne kulminacje.
Rodzi się jednak pytanie – dlaczego Sonata cis-moll to „Sonata księżycowa”? Tę zwyczajową nazwę, a właściwie przezwisko, dzieło zawdzięcza niemieckiemu poecie i krytykowi muzycznemu Ludwigowi Rellstabowi, który w 1832 roku dość dosłownie opisał rzeczywiście niecodzienną, odrealnioną aurę brzmieniową pierwszej części. Rellstab widział w tych dźwiękach brzeg szwajcarskiego jeziora Czterech Kantonów, oglądany albo kontemplowany przy świetle księżyca. Nie jedyne to zresztą skojarzenie – pozamuzyczne, dowolne i odległe – które wywoływała pierwsza część Sonaty. Carl Czerny, uczeń Beethovena, swoje wrażenia kojarzył na przykład z „nokturnową sceną, w której pobrzmiewają z oddali głosy upiornie smutne”. Coś jest na rzeczy. Biorąc pod uwagę to, że piękna hrabianka Giulietta Guicciardi nie była Beethovenowi obojętna – smutne Adagio brzmi jak mroczne memento dla niespełnionego uczucia.
Marcin Majchrowski
Fot. Peter Oelschlaeger, Flickr, CC BY