„Ucieszne figle Dyla Sowizdrzała” olśniewają bogactwem instrumentacji, brawurowo prowadzoną narracją muzyczną i wyrazistym obrazowaniem literackich treści
Żył ponoć w pierwszej połowie XIV w. w północnych Niemczech, wędrował po miastach i wioskach, psocąc, kpiąc z autorytetów, kłamiąc, uwodząc panny, awanturując się, żebrząc i oszukując. Nie wiadomo, czy Dyl Sowizdrzał istniał naprawdę, czy też jest tylko wytworem ludowej wyobraźni, w każdym razie liczba poświęconych mu baśni, legend i opowiadań jest przeogromna. W XVI w. postać ta była już powszechnie znana w całej Europie, stając się ucieleśnieniem plebejskiego humoru, zaś podobne do jego żywota historie z czasem zaczęto określać mianem „literatury sowizdrzalskiej”.
W 1895 r. do legendy o wiejskim kpiarzu postanowił sięgnąć Ryszard Strauss. Wielbicieli swego talentu zaskoczył wówczas potrójnie: po pierwsze, wracając do sześciu latach przerwy do – zarzuconej, jak mogło się wówczas wydawać – formy poematu symfonicznego, po drugie, wybierając tym razem konwencję komiczną (poprzednie jego dzieła tego gatunku były śmiertelnie poważne), i po trzecie wreszcie, prezentując styl niezwykle dojrzały i kompozytorskie mistrzostwo niedające się porównać z niczym, co do tej pory słyszano. Ucieszne figle Dyla Sowizdrzała olśniewają bogactwem instrumentacji, brawurowo prowadzoną narracją muzyczną i wyrazistym obrazowaniem literackich treści.
Początek poematu brzmi jak wstęp do starej baśni – „Dawno, dawno temu…”, po czym waltornia prezentuje muzyczny temat symbolizujący tytułowego bohatera. Melodia ta powracać będzie w utworze wielokrotnie (za każdym razem jednak w ciut innej postaci), pełniąc funkcję refrenu w tym niekonwencjonalnym symfonicznym rondzie. Wszystkimi kolorami orkiestry (wzbogaconej o rzadko spotykany klarnet D) maluje kompozytor kolejne przygody Dyla Sowizdrzała – wjeżdżającego konno na zapełniony straganami targ, drwiącego z mnichów, przeżywającego zawód miłosny, wywodzącego w pole uczonych, a w końcu schwytanego, skazanego na śmierć i kończącego swój żywot na szubienicy. Podobny do wstępu epilog zdaje się jednak negować ostatnią scenę – Dyl Sowizdrzał wciąż żyje, wszak wciąż słychać jego drwiący śmiech….
Anna Pęcherzewska-Hadrych
Dyl Sowizdrzał, Wikimedia Commons, PD