Prościutka, a zarazem pełna uroku aria jest idealnym wprowadzeniem postaci Papagena, jednego z najsympatyczniejszych bohaterów w całych dziejach opery
Czarodziejski flet powstawał w okresie trudnym dla Europy i dla samego Mozarta. W 1789 roku wybuchła wielka rewolucja we Francji, gdzie królową była Maria Antonina, siostra Leopolda II Habsburga, Świętego Cesarza Rzymskiego oraz króla Węgier i Czech. Cesarz z jednej strony trzymał w szachu francuską emigrację, która nakłaniała go do zbrojnej interwencji w ojczyźnie, z drugiej zaś odpierał agresywną politykę Prus, sprzymierzonych z Turcją i Polską w wojnie tureckiej, prowadzonej przez Austrię u boku Rosji. Kryzys polityczny pociągnął za sobą impas w życiu kulturalnym Wiednia. Jednym z nielicznych teatrów działających w stolicy imperium był Theater an der Wien, prowadzony przez zaprzyjaźnionego z Mozartem Emanuela Schikanedera. Kompozytor, który współpracował z zespołem Schikanedera od końca lat 80., przyczynił się już do wystawienia kilku dzieł zbiorowych na wiedeńskiej scenie. Znał możliwości tamtejszych śpiewaków oraz niezbyt olśniewający potencjał Schikanedera jako librecisty, kiedy więc przystąpił do pisania nowej opery, kroił jej poszczególne numery jak literackiej materii stawało, dokładając wszelkich starań, by uwypuklić walory aktorskie i wokalne odtwórców głównych ról. Śpiewający aktorzy (między innymi sam Schikaneder jako Papageno) mieszali się w premierowej obsadzie z artystami tej miary, co sopranistka Josepha Hofer-Weber, szwagierka Mozarta, pierwsza wykonawczyni partii Królowej Nocy.
Premiera odbyła się 30 września 1791 roku, pod batutą Mozarta. Prościutka, choć niezbyt konsekwentna dramaturgicznie historia, luźno oparta na tekstach ze zbioru baśni Karla Ludwiga Gieseckego, z nawiązaniami do singspielu Oberon Paula Wranitzky’ego, do którego Giesecke przyłożył też rękę jako librecista, spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem wiedeńskiej publiczności. Ta fantastyczna opowieść o wielkiej miłości, dojrzewaniu do uczuć i odpowiedzialności za drugiego człowieka kryje też w sobie nieco szersze odniesienia do zwycięstwa oświeconego absolutyzmu nad groźnym obskurantyzmem. Późniejsi badacze zwracali też uwagę na jej symbolikę masońską (wielokrotne użycie liczby trzy, poddawanie Tamina kolejnym próbom, które przypominają rytuał przyjmowania nowych członków loży, tajemnicza postać Sarastra), wygląda jednak na to, że Schikaneder i Mozart – obydwaj związani z ruchem wolnomularskim – czynili to niejako mimochodem, dla własnej uciechy. Celem nadrzędnym był bowiem natychmiastowy poklask widzów, który pociągnie za sobą wymierny sukces finansowy. Cel został osiągnięty i wydawało się, że tonący w długach Mozart wydobędzie się wreszcie z opresji. Niestety, choroba, która po raz pierwszy dała o sobie znać jeszcze przed premierą, w listopadzie wróciła ze zdwojoną siłą. Kompozytor zmarł 5 grudnia. Niespełna rok później liczba przedstawień Czarodziejskiego fletu przekroczyła setkę.
Opera do dziś cieszy się niezwykłą popularnością, inspiruje kompozytorów, prozaików i dramatopisarzy, stała się też przedmiotem kilku adaptacji filmowych, między innymi Ingmara Bergmana z 1974 i Kennetha Branagha z 2006 roku.
Aria Papagena z I aktu
Ptasznik Papageno pojawia się na samym początku opery, po dość komicznej scenie z udziałem głównego bohatera Tamina, który mdleje ze strachu na widok ogromnego węża. Potwór ginie z rąk trzech Dam, Tamino budzi się jednak w towarzystwie dziwnego mężczyzny przebranego za ptaka, który twierdzi, że zadusił węża gołymi rękami. Kłamstwo zostaje szybko ukarane: Damy wyrastają jak spod ziemi i zamykają usta Papagena na żelazną kłódkę. Prościutka, a zarazem pełna uroku aria jest idealnym wprowadzeniem postaci Papagena, jednego z najsympatyczniejszych bohaterów w całych dziejach opery. Mozart pisał tę partię z myślą o Schikanederze, który był przede wszystkim aktorem, stąd liczne ułatwienia w postaci „naprowadzania” wykonawcy na właściwy dźwięk i dublowania linii melodycznej śpiewu przez instrumenty orkiestrowe.
Dorota Kozińska
Na ilustracji: Papageno, Granger, PD