< powrót

Natenczas Błaszczyk (III)

autor: Bolesław Błaszczyk
temat: muzyka współczesna

Tomasz Sikorski, czyli niedoceniany polski minimalista

O Tomaszu Sikorskim mówi się – „polski minimalista”. Tymczasem on sam nie znosił, gdy tak go określano. Amerykańskiej minimal music nie traktował poważnie. Stosowane w tej muzyce środki – powtórzenia, długie wybrzmienia, asceza formalna i ubóstwo środków – tak, wszystkich ich Sikorski używał, jednakże obcy był mu trans, filozofie Wschodu czy akustyczno-percepcyjna gra tzw. przesunięciem fazy. Pisał ciągle „z wnętrza”, przez pryzmat własnych rozważań egzystencjalnych, odnajdując i opisując swój dźwiękowy świat czystą, cytowaną i recytowaną literaturą. Autorzy, tacy jak Kafka, Kierkegaard, Borges opisywali zmagania samotnej istoty ze światem, cykliczność, przemijanie. Myśli te kształtowały świat muzyczny i osobisty Sikorskiego, przeżywany przez niego dogłębnie, aż do tragicznego końca.

Kompozytor i pianista Szabolcs Esztényi, przyjaciel Sikorskiego, wykonuje jego muzykę jak nikt inny. Opisuje swoje zetknięcie się z nią przez metaforę rzucania kamieni w spokojną wodę i obserwowania potem rozchodzących się kół na jej powierzchni, aż do całkowitego zaniku fali.

„Choroba na śmierć – Sickness unto Death”, na trąbki, rogi i fortepiany – wielki Zbigniew Zapasiewicz wygłaszający porażające, ostateczne strofy filozofa Sørena Kierkegaarda. W „Diario ‘87” niezrównany Jerzy Kamas interpretujący tekst Jorge Luisa Borgesa przy akompaniamencie elektroniki, stworzonej wraz z Barbarą Okoń-Makowską. Hipnotyzujący Gustaw Holoubek  w „Przygodach Sindbada Żeglarza” – pełnej czaru operze radiowej.

 

 

Ale większość utworów Sikorskiego to lektury bez słów: „Struny w ziemi” na orkiestrę smyczkową, „Widok z okna oglądany w roztargnieniu” na fortepian, „Milczenie syren” na wiolonczelę.

Można do tej muzyki czytać poezję. Ale można też, zapominając o literaturze, zasłuchać się w tej muzyce, która jest również o sobie samej, nie jest tylko ilustracją czegoś innego. Bardzo sugestywne są już tytuły instrumentalnych kompozycji, niemal zawsze z udziałem jednego i więcej fortepianów, z częstym wykorzystaniem gongów, dętych instrumentów blaszanych – „Muzyka z oddali”, „Muzyka nasłuchiwania”.

 

 

Trudny orzech do zgryzienia zarówno dla odbiorcy, jak i dla krytyka to „Samotność dźwięków” z 1975 roku – ponad 20-minutowa podróż – dziś powiedzielibyśmy „ambient” – brzmieniowy blok, kolos o mglistym kształcie powoli przesuwający się przez kanały. Samo jego powstanie wzbudziło w swoim czasie odrazę i zdziwienie – jak można bezcenny pobyt na stypendium w nowoczesnym amerykańskim studio elektronicznym w Princeton poświęcić na coś takiego – na twór tak nieefektowny, tak skrajnie minimalistyczny.

 

 

Samotność... jest tylko samym po-głosem, po-dźwiękiem, formułą pustki.

Ta dźwiękowa otchłań zaprzepaszczonej jakby szansy pulsuje jednak jakimś wewnętrznym światłem. Podobnie jest z innymi kompozycjami Sikorskiego: jeśli uważnie się wsłuchać – jawią się jako utkane z niezwykle cienkiej, przezroczystej prawie materii, w której awersem jest smutek i rezygnacja a rewersem, czy może podszewką, radość i przemożna nadzieja.

Wiele kompozycji Tomasza Sikorskiego ukazało się na płytach Kroniki „Warszawskiej Jesieni”, wydawanych obecnie przez Związek Kompozytorów Polskich, Samotność dźwięków ukaże się niebawem nakładem Bôłt Records. Tam wydana została także płyta, na której Sikorskiego gra legendarny pianista John Tilbury, poświęcając także wielkiemu polskiemu twórcy swą autorską improwizację.

Bolesław Błaszczyk

drukuj pdf

zobacz również:

DUCHY I POTWORY #6: Kogo obchodzi, czy słuchasz? +dodaj do schowka
Wiecej o muzyce

Czy pokazanie kompozytorskiej kuchni było faktycznie wielkim rewolucyjnym gestem?

Przepis na muzycznego Oscara +dodaj do schowka
Wiecej o muzyce

Jak zwiększyć swoje szanse w oczach Akademii Filmowej? Przypominamy tekst z 2015 roku

DUCHY I POTWORY #4 +dodaj do schowka
Wiecej o muzyce

Co Steve Reich przywiózł z Afryki?

DUCHY I POTWORY #2: Jaką muzykę słychać w próżni? +dodaj do schowka
Wiecej o muzyce

O związkach między muzyką elektroakustyczną a filmami science-fiction