Kiedy jesteśmy smutni, spuszczamy nos na kwintę. Skąd wzięło się to określenie?

Skąd się wzięło to powiedzonko? Czy aby nie pochodzi ze świata muzyki? Kwinta to przecież interwał – jeden z ważniejszych. Więcej nawet: kwintą nazywano najwyższą strunę skrzypiec.
Wszystko pasuje: skrzypiec wszak nie trzyma się poziomo, ale w lekkim przechyle, tak że struna najcieńsza znajduje się najbliżej podłogi. Gdy grający przechodzi od basów na kwintę i podąża wzrokiem za ręką palcującą na coraz cieńszych strunach – opuszcza głowę, jeśli z tym przesadzi, nos może niemal wetkać w struny. Spuszcza nos na kwintę.
Wszystko pasuje?
Przecież to bzdury!
Pomijamy nawet fakt, że skrzypek trzyma instrument brodą i żadnych opisanych ruchów głową nie może po prostu wykonywać. Ale przecież w Muzykotece Szkolnej jesteśmy wszyscy muzykami – w różnych punktach swej muzycznej przygody – i nikomu tu nie trzeba tłumaczyć, że kiedy skrzypek posuwa się od basów do kwinty, od struny najgrubszej do najcieńszej, wtedy idzie w górę! Wspina się! I nie ma żadnego znaczenia, gdzie fizycznie na instrumencie kwinta jest zamocowana: muzyka się wspina, dźwięki są coraz wyższe. Żadnemu absolutni muzykowi nie przyszło by do głowy, że muzyk tu cokolwiek opuszcza, skoro właśnie się wznosi. I muzyka idąc do góry wyraża przynajmniej nadzieję, a częściej: radość, triumf! Same wysokie pozycje, niezależnie od wyrazu utworu, stanowią o walorach wirtuoza, jeśli muzyk gra czysto w wysokich pozycjach, jest to niewątpliwie jego sukces i owoc talentu popartego ciężką pracą. Najstarsi żyjący dyrygenci lubią jeszcze wspominać, jak za ich młodości orkiestry w symfoniach Czajkowskiego „do siódmej pozycji ze sztandarami wchodziły”. Widać więc, że to nie muzycy spuszczają nos na kwintę. Więc kto?
Cóż, najprawdopodobniej szermierze. W szermierce, podobnie jak w balecie (wbrew pozorom wiele jest pokrewieństw między obiema dziedzinami), poszczególne pozycje ciała są ponumerowane, a nas interesuje pozycja piąta, czyli kwinta. Kwinta jest zasłoną, która stosowana jest w każdej z trzech broni (florecie, szpadzie i szabli), ale największe znaczenie ma w szabli, tej arcypolskiej broni. Rzecz w tym, że kwinta osłania szermierza od góry, pozwala na odbicie klingi rywala i skontrowanie go. We florecie kwinty się nie stosuje prawie w ogóle, bo trafienia w głowę nie są liczone. W szpadzie liczy się z kolei całe ciało, w tym głowa, ale nie stosuje się cięć, wyłącznie pchnięcia, więc znów wymachiwanie bronią nad głową nie ma szczególnego sensu. W szabli zaś dopuszczone są cięcia a pole trafienia to ciało od pasa w górę. Głowę należy więc chronić przed atakiem z góry i tu właśnie kwinta ma najszersze zastosowanie.
Aby wykonać kwintę należy podnieść rękę w górę jednocześnie przekręcając nadgarstek tak, aby broń, niemal równolegle do podłogi skierowana, była też mniej więcej w linii ramion. Jednocześnie, dla pełniejszej ochrony głowy i lepszego balansu ciała (oraz w celu przygotowania przeciwnatarcia) szermierz pochyla głowę. A zatem, by wykonać kwintę, należy spuścić głowę – i unieść broń w zasłonie. A ponieważ szermierka była niegdyś częścią kultury i wychowania na równi z muzyką (no dobrze… bardziej niż muzyka…), to i metafora związana z pozycją ćwiczoną podczas każdej lekcji fechtunku była łatwa do pojęcia dla każdego rozmówcy. Nie jest to metafora pełna i skończona; ot, gdy ktoś zobaczył kogoś smutnego, rzekł mu: „coś tak spuścił łeb…” i zażartował „na kwintę?”. Sama kwinta nie jest wszak pozbawiona nadziei na pomyślny obrót zdarzeń. Po skutecznej obronie można jeszcze wyprowadzić zabójczy atak.
Stąd pojawiła się inna hipoteza, która wyjaśnia ten smutno-beznadziejny kontekst, w jakim się stosuje nasze powiedzonko. Otóż kwintą nazywa się pewien rodzaj zakładów hazardowych na wyścigach konnych. Chodzi o wytypowanie zwycięzców pięciu kolejnych gonitw, a zakład taki można obstawić tylko przed pierwszą gonitwą. Ponieważ wygrane są tym wyższe, im mniejsze prawdopodobieństwo wygranej, kwinta płaci najwięcej. Istnieje pokusa, by obstawić wysoko, może nawet postawić wszystko: pieniądze, oszczędności, dom, samochód, willę z basenem… – byle tylko wygrać i pomnożyć to wszystko i do końca życia pić lemoniadę nad brzegiem basenu gdzieś, gdzie nie ma pór roku, tylko zawsze są wakacje. Oczywiście, nie sposób wygrać. Pamiętajcie, że na wyścigach wygrywają nie ci, którzy obstawiają konie, ale ci, którzy przyjmują zakłady. Nawet gdy wyścigi są uczciwe, a gonitwy nie są ustawione, trafienie kwinty jest praktycznie niemożliwe – na pewno nie warto stawiać wszystkiego. Mówimy wszak o koniach, żywych istotach, które mogą choćby zwichnąć nogę w trakcie rozgrzewki… i wszystkie nadzieje na nic.
Dlatego, gdy wraz z ostatnią gonitwą nadzieje na beztroskie życie legły w gruzach, nieszczęsny hazardzista pozbawiony majątku i nadziei spuszcza nos – na kwintę.
Powiedzonko jednak prawie na pewno odnosi się do szermierki, nie zaś do hazardu, bo Słownik języka polskiego Witolda Doroszewskiego w latach 70. XX wieku zna już powiedzenie „spuścić nos na kwintę” – użył go na przykład dziewiętnastowieczny autor Michał Bałucki – zna też znaczenie słowa „kwinta” jako interwału, struny skrzypiec i szermierczej pozycji, ale nie jako zakładu na wyścigach. Zdaje się, że kwintę wprowadzono do zakładów bardzo późno i nie mogła ona być źródłem naszego związku frazeologicznego.
Na pewno też nie jest to metafora muzyczna. Ale nic to, jak mawiał Mały Rycerz. Nie spuszczajmy nosa na kwintę!
Krzysztof Komarnicki