< powrót

Uchosonda (XV)

autor: Monika Pasiecznik
temat: muzyka współczesna

Historia związku muzyki i poezji sięga starożytności

Na zdjęciu: Sound Destruction Unit, CC BY-SA 2.0

W XX wieku związek ten został zdefiniowany na nowo w szczególnym gatunku sztuki, zwanym poezją dźwiękową. Nie chodziło tu o komponowanie muzyki do wiersza, ani o utwór muzyki programowej (typowy dla romantyzmu). Chodziło o poszukiwanie jedności słowa i dźwięku na płaszczyźnie wykonania.  

Źródła poezji dźwiękowej znajdziemy w twórczości futurystycznych poetów radzieckich, którzy stworzyli tzw. język pozarozumowy (zaumny). Wielemir Chlebnikow czy Aleksiej Kruczonych pisali wiersze asemantyczne, złożone z pojedynczych głosek lub sylab. Tak potraktowany języki, pozbawiony swego znaczenia, stawał się czystą muzyką. Podobne eksperymenty podejmowali dadaiści na zachodzie Europy, wśród nich Kurt Schwitters. Jego skomponowana w latach 20. XX wieku Ursonate jest jednym ze sztandarowych przykładów poezji dźwiękowej. Dźwiękowość polega w tym przypadku na muzycznym traktowaniu języka oraz na żywym wykonywaniu utworu słownego.

 

Poezja dźwiękowa rozwijała się w kolejnych dziesięcioleciach XX wieku: w latach 50. zajmowali się nią artyści Wiener Gruppe, w latach 60. członkowie ruchu Fluxus, z kolei w latach 70. w szwedzkim mieście Fylkingen powstał ośrodek zajmujący się formami text-sound compositions. Twórcy z całego świata pracowali tam nad utworami elektroakustycznymi z pogranicza muzyki i słuchowiska, wykorzystującymi tekst słowny. Oto przykład takiej kompozycji: How are you Stena Hansona.

 

Raz wyraziście artykułowane, innym razem głoski roztapiane są w brzmieniowej magmie, jak podczas eksperymentalnych performansów Henri Chopina, w których najważniejsza jest sama aura głosu, oddech, napięcie emocjonalne.

Inspirowane muzyką elektroniczną, a właściwie możliwościami magnetofonu (proste nagrywanie i kasowanie dźwięku), działania takie stają się pełnoprawnymi kompozycjami muzycznymi. Poezja dźwiękowa operuje więc charakterystycznym dla muzyki czasem i staje się performansem. Zamiast słów spoczywających nieruchomo na papierze, mamy żywy akt kreacji, nieodłącznie związany z fizyczną obecnością poety i brzmieniem jego głosu.

Sugestywnym i uroczym przykładem poezji dźwiękowej są wokalne performanse Mirona Białoszewskiego. W latach 1964-1966 poeta wykonywał głosem teksty polskich romantyków, m.in. Dziady Mickiewicza, i nagrywał siebie na magnetofon. Wykorzystywał też proste rekwizyty, wzbogacał swoje interpretacje o drobne stuknięcia itp. Te wykonania, pełne niezwykłej ekspresji wokalnej, zająknięć, westchnień i zaśpiewów, przeciągania sylab i nieokreślonych trzasków, zacierają granicę między słowem i muzyką, między tekstem i performansem. Warto nie tylko czytać tę poezję, warto jej również słuchać.

Monika Pasiecznik

drukuj pdf

zobacz również:

Uchosonda (XVIII) +dodaj do schowka
Wiecej o muzyce

Muzyki się słucha. Ale czy można też na nią patrzeć? I co właściwie jest do oglądania w muzyce?

Uchosonda (XVII) +dodaj do schowka
Wiecej o muzyce

O kobietach w muzyce współczesnej

Uchosonda (II) +dodaj do schowka
Wiecej o muzyce

Monika Pasiecznik poleca: awangarda ze wschodniej Europy

Uchosonda (III) +dodaj do schowka
Wiecej o muzyce

Spróbujemy zatańczyć do Stockhausena?